01 listopada 2012

HISTORIA PIĄTA - okolicznościowa



HISTORIA PIĄTA
 „Ona, on i oni”


Chodzą ulicami ludzie
Maj przechodzą lipiec, grudzień
Zagubieni wśród ulic bram
Przemarznięte grzeją dłonie
Dokądś pędzą za czymś gonią
I budują wciąż domki z kart

         Ona. Zagubiona i zrozpaczona. Nie potrafi spojrzeć sobie w oczy. W jej sercu czai się ból i poczucie życiowej porażki. Pośród cmentarnych alejek szuka odpowiedzi. Odpowiedzi na pytanie, które każdy z nas sobie zadaje. Dlaczego?
         On. Zdezorientowany i przybity. Nie może pogodzić się z porażką. Miał marzenia na wyciągnięcie ręki, ale jak zawsze zabrakło centymetrów. Sam nie wie, z jakiego powodu odwiedza cmentarz. Ale w jego głowie czai się to samo pytanie. Dlaczego?
         Oni. Jeszcze nie ma żadnego „oni”. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie mowa o nich. Jednak coś ich łączy. Łączy ich młodość, czas, miejsce i dręczące pytanie. Dlaczego?

A tam w mech odziany kamień
Tam zaduma w wiatru graniu
Tam powietrze ma inny smak
Porzuć kroków rytm na bruku
Spróbuj – znajdziesz jeśli szukać
Zechcesz nowy świat, własny świat

         Oni. Oboje mogą mówić o porażce. Tylko, czym jest porażka sportowa, nawet ta w finale, w porównaniu z porażką życiową?
         Ona. Siada na ławce i ze łzami w oczach przygląda się płycie nagrobka. Napis mówi sam za siebie. „Mikołaj Rudnicki. Żył 18 lat. Zmarł 18 marca 2012r.” Jej nic więcej nie potrzeba. Zabiła go, zabiła własnego brata. A ten dzień może uznać za najgorszy w swoim życiu.
         On. Idzie i ciągle rozmyśla o popełnionych błędach. Zastanawia się, czego zabrakło. Przechodzi obok kolejnej alejki i spogląda na nią. Widzi w jej oczach łzy, jej ciało drży z zimna. Podchodzi bliżej i widzi tę przeklętą datę „18 marca 2012r.” Dla niego to również ciężki do zniesienia dzień. Czuje, że wtedy przegrał swoje marzenia. Ale w jego przypadku jutro też jest dzień, zawsze można spróbować za rok.

Płyną ludzie miastem szarzy
Pozbawieni złudzeń marzeń
Omijając wciąż główny nurt
Kryją się w swych norach krecich
I śnic nawet o karecie
Co lśni złotem nie potrafią już

         On. Przysiada się obok i z wahaniem otula ją swoją kurtką. W jej oczach widzi zrezygnowanie i brak akceptacji własnego życia.
         Ona. Wzdryga się, gdy czuje jego obecność. Po chwili jednak staje się jej obojętny. Znów jest ona i jej porażka. Nie widzi niczego poza straconą szansą na szczęśliwe życie.
         On. W końcu nie wytrzymuje. Z jego ust wydobywają się ciche słowa.
- Nie wiem, dlaczego tu jestem. Nie bardzo to wszystko rozumiem, ale mam wrażenie, że możemy sobie pomóc.
         Ona. Również tego nie rozumie, ale ma podobne odczucia. Czuje, jak coś w niej pęka. Jest gotowa w końcu wyrzucić z siebie tę rozpacz.
        
A tam w mech odziany kamień
Tam zaduma w wiatru graniu
Tam powietrze ma inny smak
Porzuć kroków rytm na bruku
Spróbuj – znajdziesz jeśli szukać
Zechcesz nowy świat, własny świat

Oni. Idą do jego mieszkania. Chcą w spokoju porozmawiać. Czują, że wiele ich łączy, ale nie potrafią pokonać dzielącego ich muru.
         Ona. W końcu orientuje się, skąd go zna. I dziwi się samej sobie, że wcześniej nie odkryła jego tożsamości. Była zbyt zajęta sobą i swoją rozpaczą, a przecież on też może być zrozpaczony. Doskonale wie, co stało się tego dnia w Atlas Arenie. O zgrozo! Ona jechała na ten mecz.
         On. Widzi w niej zagubione i ranne zwierzę, które potrzebuje natychmiastowej pomocy, inaczej grozi mu rychła śmierć.
         Oni. Rozmawiają o swoich problemach jak wieloletni przyjaciele. Ona opowiada mu historię wypadku i śmierci brata. On mówi o przebiegu tego nieszczęsnego finału.
- Wiem, że jest ci ciężko pogodzić się z tą przegraną. Ale, człowieku, masz dwadzieścia dwa lata. Cały świat przed Tobą. Jeszcze nie raz zagrasz w wielkim finale i jeszcze nie raz go wygrasz. Przestań się nad sobą użalać i weź się w garść. Bo czym jest przegrany mecz w porównaniu z przegranym życiem?
         On. Nie zna słów, które mógłby teraz wypowiedzieć. Zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo się wygłupił, rozpamiętując tę porażkę.
         Ona. Zrobiła swoje. W końcu komuś powiedziała o swoich problemach i wytłumaczyła mu, że cały świat stoi przed nim otworem. Przed nim, nie przed nią.

Żyją ludzie asfalt depczą
Nikt nie krzyknie każdy szepcze
Drzwi zamknięte zaklepany krąg
Tylko czasem kropla z oczu
Po policzku w dół się stoczy
I to dziwne drżenie rąk

         On. Nie może o niej zapomnieć. Niemal w każdym śnie widzi jej przepełnione bólem spojrzenie. Szukał jej, oczywiście, że tak. Nie raz i nie dwa przychodził w tamto miejsce. Nigdy już jej nie spotkał. Chciał jej pomóc, ale nie zatrzymał jej w odpowiednim momencie. Żałuje tego, to jasne. Sądzi jednak, że już nic na to nie poradzi.
         Ona. Pamięta o tym spotkaniu, które odmieniło jej życie. Myślała, że już nigdy nie odnajdzie prawdziwej siebie. Uparcie twierdziła, że jej życie się skończyło. Wystarczył rok, żeby zmieniła zdanie.
         Oni. Znowu są w tym samym miejscu, choć jedno z nich jeszcze o tym nie wie. Oboje zawsze uśmiechają się na wspomnienie o sobie. Nic z tego nie rozumieją, ale tak jest łatwiej.
         On. Znowu gra w finale. Wszystko mu się przypomina, ale nie przyjmuje tego z bólem, lecz radością. Tym razem wygrał. Czuje narastającą euforię i jest święcie przekonany, że to nie koniec wrażeń tego dnia.
         Ona. Widzi jego radość i sama jest szczęśliwa. Pojechała prawie na koniec świata, żeby powiedzieć: „A nie mówiłam?”
         On. Nie wierzy w to, co słyszy. Nie wierzy w to, co widzi. Nie ufa swoim zmysłom.
- Ja tu jestem naprawdę – słyszy jej dźwięczny głos. Jednak brzmi, jakby nie należał do niej. Nie ma w nim rozpaczy, zrezygnowania i smutku. Jest za to radość i energia.
- Ale jak to? – pyta z niedowierzaniem.
- Oj, Pawełku, Pawełku. Przyszłam ci udowodnić, że każdy kiedyś wygra swój własny finał. A wcześniejsze porażki tylko nas wzmacniają.

A tam w mech odziany kamień
Tam zaduma w wiatru graniu
Tam powietrze ma inny smak
Porzuć kroków rytm na bruku
Spróbuj – znajdziesz jeśli szukać
Zechcesz nowy świat, własny świat

         Ona. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Wróciła do własnego życia, które wcale nie jest szare i przepełnione smutkiem.
         On. Długo nie mógł zapomnieć tego spotkania i tych słów. Ciągle dźwięczą w jego głowie i powtarza je jak mantrę.
         Oni. Los chciał, że ich drogi ponownie się skrzyżowały. Dokładnie po roku od pierwszego spotkania znajdują się w tym samym miejscu.
         Ona. Drży z zimna, ale nie jest zrozpaczona.
         On. Przysiada się obok i z wahaniem otula ją swoją kurtką. W jej tęczówkach widzi swoje odbicie i szansę na szczęście.
         Oni. Idą do jego mieszkania. Nie będą rozmawiać. Będą cieszyć się swoja obecnością i wierzyć, że tak będzie już zawsze.
         My. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielką siłę mamy w sobie. Jak wiele możemy zdziałać. „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. W chwilach kryzysu wydaje nam się, że los nie ma nam nic dobrego do zaoferowania, a wystarczy spróbować spojrzeć na to z innej perspektywy. Wystarczy otrzeć łzy, podnieść się z ziemi, popatrzeć w niebo i zawalczyć. Jeszcze raz, do skutku…

________________________ 

Przeczytaliście właśnie moją "perełkę". Ta historia jest mi wyjątkowo bliska. To był mój wewnętrzny manifest po ćwierćfinale Igrzysk, ale jego sedno tkwi dużo głębiej, w mojej duszy. Tu nie chodziło o przegrany mecz, w tamtym momencie uświadamiałam sobie również jak cienka jest granica między radością a smutkiem, dobrem a złem, życiem a śmiercią. Wiedziałam, że nie mogę tej historii opublikować ot tak. Potrzebowałam głębszego sensu. W moim przypadku to nic dziwnego, że znalazłam go właśnie dziś.
W czasie takich dni jak dzisiejszy człowiek powinien się zatrzymać i zastanowić nad życiem. Przemyśleć swoje błędy, porażki, ale też te dobre decyzje i zwycięstwa. Zrobić bilans swojego istnienia i wyciągnąć wnioski, bo potem może być za późno. A gdy jest za późno, człowiek popada we frustrację i poczucie wewnętrznej niemocy, to zabija go od środka i doprowadza do rozchwiania emocjonalnego.
Mam nadzieję, że czytając tę historię, chociaż na chwilę się zatrzymaliście. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. I tego się trzymajmy, tym słowom ufajmy. A ludźmi bądźmy nie tylko od święta, kilka razy w roku, ale codziennie. Starajmy się znaleźć pozytywne strony w każdej sytuacji, w każdym momencie naszego życia. Bo przecież jest ono tak kruche i nieprzewidywalne. Wystarczy jedna chwila i już nas nie ma. Zostaje po nas kilkaset kości i mokra plama łez naszych bliskich.
Nie pytajcie, dlaczego wzięło mnie na takie refleksje. Tym razem nie oczekuję poparcia i zrozumienia. Podeszłam do tego egoistycznie i robię to dla siebie.
***
A trzecia i ostatnia część historii czwartej pojawi się zgodnie z planem, czyli jutro. W międzyczasie SIEĆ NIEPOROZUMIEŃ, która cała w zamyśle jest tak inna jak historia powyżej.
***
Commi.

12 komentarzy:

  1. Zmusza ta historia do refleksji, i przemyśleń.. Jednak co z nimi zrobimy zależy tylko do nas. I to jest najfajniejsze, cokolwiek by się nie wydarzyło,sami wybraliśmy taką,a nie inną drogę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co mam napisać, co powinnam napisać, bo zwyczajnie brakuje mi słów do tego. Chciałabym, żeby to było coś wyjątkowego, a nie zwykłe: ,,Świetne opowiadanie'', ale chyba nie jestem wstanie skleić niczego sensownego, głębszego. Myślę, że ta historia jest ,,czymś więcej'', czymś do czego będę sięgać jeszcze kilka razy.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy z nas ma swoje finały, swoje wielkie porażki i zwycięstwa. Każdy dąży do czegoś innego i co innego jest dla niego ważne. Coś do ważne dla mnie może być błahostką do kogoś innego i odwrotnie. Jednak taka jest prawda że te wszystkie ważne i ważniejsze sprawy to jest nic biorąc na szalę ludzkie życie bo to one jest ważne dla każdego z nas, mimo że nie do końca często zdajemy sobie z tego sprawę. Inne przegrane potyczki można wygrać innym razem, można się podnieść zawalczyć od nowa, życia się nie przywróci. Najważniejsze jest w tym wszystkim to by iść za własnym sumieniem dokonywać dobrych wyborów i nie żałować, bo nie wiadomo czy jutro będziemy jeszcze mogli to zrobić...

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo rzadko wypowiadam sie w komentarzach czytanych blogów, ale u Ciebie zrobie wyjątek :) kobieto! to jest niesamowite! niesamowicie przemyślane, napisane, przedstawione.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, wiesz, bo ja ten tego nie wiem, co mam powiedzieć.
    Więc powiem tyle. GENIALNE.

    OdpowiedzUsuń
  6. rzeczywiście historia ma głębszy sens ;) nigdy nie wiemy co nas w życiu spotka i warto się cieszyć chwilą... na każdym kroku możemy natknąć się na chwilę szczęścia, ale również na chwilę smutku i żalu... taka nasza natura. Choć nie raz trudno nam się z tym pogodzić, jednak trzeba pamiętać, że każdego człowieka na Ziemi spotyka podobny los...
    Co do 1 listopada to nikt nie zna dnia, ani godziny... i trzeba pamiętać o tych co umarli 100-200 lat temu i o tych co umarli stosunkowo niedawno. Najgorsze są właśnie tragedię jak wypadki samochodowe czy śmierć na "własne życzenie". Pamiętajmy o jednym: kto żyje w naszej pamięci nie umrze nigdy...

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem tylko tyle, że z wrażenia zabrakło mi słów... Dałaś nam dziś dużo do myślenia...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii i nie wiem co mogę jeszcze napisać :)
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż ja mogę napisać - niezwykle refleksyjna ta historia... Mówiłam już, że Cię uwielbiam? :)

    OdpowiedzUsuń